Jeszcze kilka lat wstecz byłam totalnym przeciwnikiem peelingów do twarzy i zastanawiałam się, na co komu potrzebny taki produkt do pielęgnacji twarzy. Nie pytajcie, dlaczego miałam takie, a nie inne zdanie, ponieważ sama do końca nie potrafię sobie na nie odpowiedzieć.

Na szczęście z wiekiem nadszedł taki moment, że po moim eksperymentowaniu wypracowałam sobie przede wszystkim wiedzę o tym, jaki mam typ cery. To kierowało mnie na odpowiednią półkę sklepową.

Nivea jest u nas w domu od lat. Klasyk, czyli niebieskie, okragłe pudełeczko kremu to must have na łazienkowej półce.

Od lat należę do Klubu Moja Nivea. Znajdziecie tam fajne porady oraz wszelkie informacje na temat dostępnych produktów. Ponadto można się zgłaszać do testowania przeróżnych nowości. Totalnie o tym zapomniałam. Ostatnio jednak się zalogowałam. Takie się składa, że poszukiwali testerek do kilku pozycji, w tym m.in. do wypróbowania jednego z trzech różnego rodzaju peelingów ryżowych. 

Do wyboru są:
1. Różowy - malinowy Glow Rice Scrub,
2. Niebieski - borówkowy Smooth Rice Scrub,
3. Zielony - aloesowy Purify Rice Scrub.


Różnica między nimi polega nie tylko na tym, że w każdym z nich zawarty jest inny bio owoc, ale przede wszystkim na skali jego intensywności.

Wszystko zależy od tego, czego oczekujecie od tego typu kosmetyków, ponieważ każdy z nich ma wnosić inny efekt. Jeden ma rozświetlać, drugi wygładzać, a trzeci? Zaraz Wam o tym opowiem, ponieważ to waśnie na niego się zdecydowałam...

Purify Rice Scrub - peeling ryżowy z bio aloesem 


 Spośród całej trójki ten właśnie peeling wykazuje niby najmocniejsze działanie, dlatego też go wybrałam. Zależało mi na dogłębnym oczyszczaniu. A takie właśnie ma mi zapewnić Purify Rice Scrub.


Ponadto skusił mnie zawarty w nim nie tylko organiczny ryż, ale również bio aloes


Stworzony został po to, aby nie tylko pozbyć się martwego naskórka i intensywnie złuszczyć skórę. Ma również głęboko oczyszczać pory. Producent obiecuje jeszcze, że po jego zastosowaniu uzyskamy miękką, matową i gładką w dotyku cerę.
Brzmi ciekawie, prawda? To może przejdźmy teraz do faktów...


Tubka jest wygodna w użyciu. Do dyspozycji mamy 75 ml zawartości. Myślę, że jest to odpowiednia ilość zważywszy na fakt, że peeling ten nie jest ani rzadki, ani gęsty. Jego formuła jak dla mnie jest w sam raz, nie spływa mi z twarzy.


 Zapach jest delikatny i przyjemny. Ma w sobie małe, delikatne drobinki, które wyczuwalne są po nałożeniu na twarz. Dzięki temu nie zaliczam go przez to do grupy typowych zdzieraków. Tuż po jego zmyciu owszem - skóra jest oczyszczona, nie czuje ściągnięcia, lecz nawet minimalne, ale całkiem przyjemne nawilżenie. Dlatego też efektu matu nie zauważyłam. Likwiduje także suche skórki, które dość często powracają na moją skórę. Jednak z punktu widzenia ostrości - biorąc pod uwagę, że z całego trio jest on najmocniejszy, to nie widzę tutaj szału. Jeśli to jest jego maksymalna siła to peeling ten zaliczam raczej do tej średniej kategorii tego typu kosmetyków. Spodziewałam się po nim lepszego działania. Nie oczekiwałam od niego cudów, ponieważ w kwestii twarzy wolę te delikatniejsze peelingi, po których nie podrażnię sobie skóry. Jednak ten aloesowy jak dla mnie mógłby mieć nieco więcej drobinek. O oczyszczaniu porów nie ma tutaj mowy.  

Mimo, że nie spełnia on do końca obietnic producenta, to jednak tak, czy inaczej stosuję go sobie 2 (jak jest zalecane), a nawet i 3 razy w tygodniu. Głównie ze względu na oczyszczenie skóry. Bo na szczęście w tym temacie spisuje się bardzo fajnie , dlatego lubię po niego sięgać. 

Dodatkowo w przesyłce otrzymałam również odżywczą maskę do twarzy. Nie ukrywam, że było to bardzo miłe zaskoczenie zważywszy na fakt, iż są to 2 sztuki.


Póki co jeszcze jej nie używałam, więc nie jestem w stanie Wam zdradzić, jak się właściwie spisuje. 

 Na koniec chciałabym podziękować Nivea za możliwość wypróbowania peelingu. Mimo, iż w pewnych kwestiach nie do końca sprawdził się z tym, co obiecuje producent to i tak z ochotą go używam. 

Będę się zgłaszać do kolejnych akcji, ponieważ uwielbiam testować nowości rynkowe. 


5 komentarzy:

  1. Nie widziałam ich jeszcze :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Widziałam ich zapowiedzi ale na półki chyba jeszcze nie trafiły?

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja bardzo lubię do twarzy takie właśnie "średniaki", bo wtedy mogę używać ich częściej nie martwiąc się, że przesuszę sobie skórę ;-) Chyba jednak zdecydowałabym się na wersję różową - ten kolor bardzo mi się spodobał ;-))

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam kosmetyki z aloesem. Na pewno wypróbuję te produkt.
    aloevera.net.pl

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję Ci bardzo za Twój komentarz.