Ostatnimi czasy dość często cofam się do pewnych recenzji, które sama osobiście tutaj publikowałam. Dlatego właśnie lubię się tym w wolnej chwili zajmować. Naprawdę to lubię - pisać o wszystkim, co mnie interesuje, a jeśli chodzi o kosmetyki, to powtórzę się znowu - lubię łączyć literki ale na temat tych pozycji, które naprawę są godne uwagi.

Dzisiaj lecimy z tematem demakijażu - już któryś raz z kolei, ponieważ w chwili obecnej na rynku do dyspozycji stoi nam naprawdę tyle produktów w w/w sprawie, że można zgłupieć. Jednak dla mnie najlepsze są i już raczej zawsze będą płyny micelarne
 
Moją pierwszą recenzję na temat jednego z nich skleiłam w 2016 roku. I przyznam się szczerze, że ta moja prezentacja jest iście twórcza – jedno zdjęcie i to takiej jakości, że aż się za głowę złapałam.

Dlatego dzisiaj, po latach, powracam zarówno do tej samej marki, jak i produktu (jego przeznaczenia) z tą jednak różnicą, że jest on nieco inny. Tak, jak zatytułowany został ten wpis, mowa będzie dzisiaj o płynie micelarnym Garnier z witaminą Cg
 Wpis ten "utknął" mi w wersji roboczej, o czym totalnie zapomniałam, dlatego publikuje go dzisiaj. 

Zazwyczaj kupuje tą różową buteleczkę dla typowych wrażliwców. Ale dawno dawno temu w boxie Pure Beauty Let's Celebrate (z listopada 2022) znalazłam, jak ja to mówię „wersję żółtą”, dedykowaną niby dla wszystkich, ale w szczególności dla tych osób, które mają skórę matową, odwodnioną, czy zmęczoną. 
Wprawdzie jest to zupełnie inny typ cery, niż moja, ale nie widzę przeszkód w tym, aby po niego nie sięgać. Różne płyny tego typu próbowałam i póki co nie stwarzały mi żadnych problemów. 
 Jego formuła wzbogacona jest w:
- micele, czyli niewidoczne składniki oczyszczające, które niczym magnes przyciągają makijaż i zanieczyszczenia, aby skutecznie oczyszczać skórę , bez potrzeby pocierania,
- witaminę Cg - skuteczny składnik aktywny znany ze swoich właściwości rozświetlających. Dodaje blasku i rewitalizuje matową skórę. Produkt został przetestowany dermatologicznie i jest wegański.
Do dyspozycji stoi nam 400 ml płynu o bardzo delikatnym i przyjemnym zapachu. Mamy tutaj plastikową (z recyklingu), przezroczystą buteleczkę zamykaną na klik. Jest to fajne rozwiązanie, ponieważ możemy kontrolować ile nam kosmetyku ubywa.  
Osobiście współpraca z tego typu płynami idzie mi najlepiej z wacikiem (tym okrągłym), na który nakładam sobie produkt i przykładam do oczu. Nie trę. Naprawdę nie ma takiej potrzeby. Tusz (czy kredka do oczu) się szybko rozpuszcza, co natychmiast na waciku widać. Genialnie wszystko usuwa, łącznie z podkładem.

Nic mnie nie piecze (aczkolwiek czytałam opinie, że niektóre osoby szczypie w oczy), nie miałam żadnych podrażnień, plam itd. Ba. Nawet nie poczułam, aby skóra tuż po usunięciu makijażu tym płynem była ściągnięta (sucha).

Tak więc po raz kolejny się nie zawiodłam. Nie ma co się dziwić, że trzymam się płynów micelarnych od Garnier już od lat. A teraz, kiedy ich skład znacznie się poprawia, tym bardziej zachęcam do wypróbowania.

2 komentarze:

Dziękuję Ci bardzo za Twój komentarz.