Tak się składa, że z lipcowego boxa PureBeauty moimi faworytami okazały się peelingi. Nie bez powodu, ponieważ to właśnie one zwłaszcza o tej porze roku idą u mnie najczęściej w ruch. Dlatego jak je w pudełku zobaczyłam musiałam coś na ich temat skrobnąć. 
 
 Dziś chciałabym Wam nieco przybliżyć kawałek treści odnośnie peelingu enzymatycznego od Floslek.

Nie będę ukrywać, że już samo opakowanie przykuło moją uwagę.

Jest to peeling kwasowy przeznaczony do codziennej pielęgnacji twarzy dla osób w każdym wieku. Delikatnie, ale jednocześnie dokładnie i głęboko oczyszcza skórę twarzy, szyi i dekoltu z zanieczyszczeń, resztek zrogowaciałego naskórka oraz nadmiaru sebum.
Prym wiedzie tutaj przede wszystkim kwas migdałowy. Jest to  jeden z delikatniejszych kwasów, który właśnie złuszcza skórę, nawilża, rozjaśnia i poprawia koloryt cery. Poza tym w składzie mamy również Fucocert® - naturalny polisacharyd, silnie nawilża, łagodzi i wspiera odbudowę skóry, przywracając jej naturalną witalność, elastyczność i blask. Natomiast Earth marine water remineralizuje, wzmacnia i detoksykuje. Zawiera m.in.: magnez, potas, sód, żelazo, mangan.

Z tego typu peelingami trzeba się lubić. Ja już taki kiedyś stosowałam i byłam mega zadowolona.
Konsystencja jest jakaś taka kisielowata w niebieskim kolorze o bliżej dla mnie nieokreślonym zapachu. Zsuwa się z palców, więc warto go dość szybko aplikować. Nie jestem w stanie Wam opisać, czym on pachnie. Mi podchodzi chemią. 

Nakładamy go na zwilżoną skórę i wykonujemy masaż do momentu, aż zacznie się "zbierać" martwy naskórek. Faktycznie wygląda to tak, jakbyśmy zbierali ścieraną gumkę. Efekt jak dla mnie jest super. Trzeba się potem trochę namachać, żeby to zmyć. Dla jednych z Was może to być kłopot. Dla mnie nie jest to absolutnie żaden problem pod warunkiem, że robię to dość szybko, bo jak zaschnie może być już ciężej. Skóra tuż po tego typu procesie jest miękka, delikatna, oczyszczona i nie czuję efektu tzw. "ściągnięcia". Nie czułam również żadnych podrażnień, nie wystąpiły zaczerwienienia. Mam wrażenie, że mi nawet moja zmora ciut zniknęła, czyli delikatne od słońca przebarwienia na policzkach. Póki co stosuję go na twarz dwa razy w tygodniu. Ba, spróbowałam go nawet na dłonie i również świetnie się sprawdza.
 Cena jest przystępna, widziałam go w sklepach stacjonarnych, wizualnie cera po nim jest dużo ładniejsza. Także mogę go Wam śmiało polecić. 

1 komentarz:

Dziękuję Ci bardzo za Twój komentarz.