To uczucie, kiedy masz kosmetyki, a nagle z dnia na dzień pogoda się totalnie kiepści, jest po prostu bezcenne. Cały lipiec lał się żar z nieba, że nie szło wytrzymać.

Fajną mamy tą jesień latem. No ale cóż zrobić, klimat się u nas tak poprzestawiał, że nic na to nie poradzimy. Tak było ostatnio, ale fala upałów zaś powróciła.

Tak, czy siak dbam o swoją skórę zwłaszcza na twarzy chroniąc ją o tej porze roku kremami z najwyższym filtrem. Boje się przede wszystkim przebarwień, które mimo unikania słońca wychodzą mi jak grzyby po deszczu.

W boxie JUNGLE FEVER znalazłam cudeńko od Vianek. Jest to łagodzący, ochronny krem do twarzy z filtrem SPF 50.  

Skrót SPF, czyli Sun Protection Factor określa wartość liczbową filtra przeciwsłonecznego, który posiada zdolność ochrony skóry przed szkodliwym działaniem promieniowania UV bez oparzeń. Pamiętajmy jednak o tym, że tego typu kosmetyk nie zapewnia w 100 % ochrony, ale mimo wszystko warto po niego sięgać.

Krem, który w boxie znalazłam, pochodzi z różowej serii Vianek, tej łagodzącej, przeznaczony jest do codziennej pielęgnacji, szczególnie do cery wrażliwej i podrażnionej (dzięki nowej generacji filtrów chemicznych ma niski potencjał alergizujący) zapewniając wysoką ochronę przeciwsłoneczną.

Ma świetny skład. 94% jest pochodzenia naturalnego. Zawarte w nim składniki nawilżające: ksylitol, trehaloza, kwas hialuronowy oraz łagodzące: ekstrakt z jeżówki purpurowej i alantoina sprawiają, że możemy go używać solo, lub potraktować jako bazę pod makijaż. 

Dzięki pompce wygodnie się go aplikuje. 
Tuż po otwarciu mamy 3 miesiące na zużycie dostępnych dla nas 50 ml kosmetyku.
Co mnie zaskoczyło?

Zapach. Który mimo tego, że ma aż tyle naturalnych składników na szczęście nie odpycha. Jest bardzo delikatny i przyjemny dla nosa. 

Konsystencja. Jest po prostu idealna. Kiedyś kremy z tak wysokim filtrem mnie odpychały, bo były tak gęste, że nie szło się kosmetykiem posmarować. Byłam cała biała. Chłonność i to uczucie tłustości nad tłustością były wtedy moją największą zmorą. Ale tutaj jest mega lekka formuła i faktycznie perfekcyjna jako baza pod makijaż.

Po nałożeniu na twarz po raz nie wiem który w przypadku właśnie kremów z tego typu wysokim filtrem obawiałam się, że będzie ciężko, ale na szczęście tego nie ma. Jest mega lekki. Po aplikacji od razu czuć odpowiednie nawilżenie, otulenie i ukojenie. Alantoina robi tutaj robotę. Przed ekspozycją na słońce należy go zastosować tak mniej więcej 20 minut wcześniej, aby dobrze się wchłonął. Jeśli natomiast chodzi o potraktowanie go jako bazę pod makijaż to przede wszystkim podoba mi się w nim to, że nie zapycha, szubko się wchłania (nie czekam długo, ale przypominam, że mam suchą skórę) i dobrze współpracuje z podkładem. Nic się nie roluje, fajnie się wtapia i z gotowym już makijażem nie błyszczę jak gwiazdeczka. I co najważniejsze - chronię skórę przed słońcem.

Dlatego polecam. Polecam, bo nie zostawi tej tłustej warstwy, dlatego warto go zabrać na wakacje i chronić skórę przed promieniami UVA i UVB. Czy w makijażu, czy nie. Poza tym jest to krem, który tak naprawdę aplikować możemy bez względu na porę roku.

3 komentarze:

  1. Bardzo lubię ten krem, jest bardzo komfortowy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój jeszcze czeka na wypróbowanie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Naturalna kosmetyka to coraz bardziej popularna opcja w dzisiejszym świecie, gdzie coraz większa liczba osób poszukuje produktów przyjaznych dla skóry i środowiska.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję Ci bardzo za Twój komentarz.