Biblioteczka książkowa nie tylko moja, ale i naszych dzieci stale się powiększa. Każdy z nas jest w innym wieku, ma inne upodobania, więc co chwilę dochodzą nowe pozycje.


Tym razem ponownie wróciliśmy do sprawdzonego już „Skrzata”.
Do pozostałych książek tego właśnie wydawnictwa dołącza kolejna, pod dość intrygującym tytułem „Przedszkole Pani Matyldy: Zosia i złote serce”, której autorką jest Pani Aneta Grabowska.


Nie ukrywam, że okładka w szczególności przyciągnęła uwagę naszego 5-latka. Oluś chodzi do przedszkola, bawi się ze swoim najlepszym kumplem Andrzejem, a jego ulubioną koleżanką jest Oliwka. Legenda (jego wychowawcy) głosi, że to artysta-plastyk, ma oko do kolorów i jest bystrym, typowym „wzrokowcem”. Domyślacie się również, że nie musiałam go jakoś specjalnie namawiać do tego, aby zasiadł obok mnie i oglądając ilustrację posłuchał o Pani Matyldzie, która zaprasza do swojego przedszkola… Tematyka w sam raz dla niego.

Zatem zasiądźcie wygodnie i czytając postarajcie sobie to wszystko wyobrazić…

Na początku książki wita nas przedszkolanka, Pani Matylda, elegancka Pani w okularach i w żółtym płaszczyku. Na szyi ma przewiązaną pomarańczową apaszkę, zaś w ręku trzyma kolorową w kwiaty torbę. To jej niezbędnik, który w środku skrywa mnóstwo skarbów.


Przedstawia również swoją grupę przedszkolaków. To jej dzielne Zuchy, w skład których wchodzi ośmioro dzieci.


Książeczka podzielona jest na7 krótkich rozdziałów, opisujących życie dzieci w przedszkolu, zabawy, radość, a także problemy, które wspólnymi siłami są rozwiązywane.

1. "Smutku, odejdź sobie precz".

Pewnego dnia Pani Matylda usłyszała najpierw delikatne pochlipywanie, które zaczęło zmieniać się w szloch. To była Zosia, która siedziała zapłakana w kąciku czytelniczym.
Okazało się, że dzieci jej powiedziały, że jej tata umrze! Że ktoś go może ukraść. Reakcja opiekunki była natychmiastowa. Trzeba było uspokoić wystraszoną dziewczynkę i wyjaśnić sprawę. Początkowo Zosia nie chciała zdradzić tajemnicy, ale Pani jej wytłumaczyła, że jak się podzieli swoim smutkiem, to będzie go o połowę mniej. Podzielony na pół od razu staje się mniejszy. Wspólnie łatwiej sobie z nim poradzić.

2. "Czy ktoś może ukraść serce taty?"

Tutaj dowiadujemy się, co dokładnie powiedziały dzieci swojej koleżance, że zrobiło jej się tak smutno. Otóż centrum zamieszania okazał się Kacper. Zosia powiedziała, ze jej tata "ma złote serce". Według chłopca tak nie może być. Przecież serce pompuje krew, która jest czerwona. A jej taty serce jest złote. Bez krwi człowiek umiera... Skoro tata ma takie serce, a złoto jest drogie, to może go ktoś ukraść...  Aby wyjaśnić, co znaczy mieć tatę o złotym sercu Pani Matylda postanowiła zabrać dzieci na wycieczkę...

3. "Przedstawmy się"

W tym rozdziale nie tylko poznajemy każde dziecko z osobna, jego charakter oraz zainteresowania, ale również problem, z którym boryka się Pani Matylda, jak np. przyzwolenie rodziców do wychodzenia z Zuchami na spacery. Jednak dostała zgodę na organizowanie wycieczek, ale tylko w okolicy, bez transportu i prowiantu.

4. "Pies jakiej rasy został pogrzebany?"

Nadszedł dzień spaceru. O dziwo Zuchy, tym razem bez zbędnych kłótni, ustawiły się w pary. Niestety Wiktoria nie miała szaliczka. Schowała go gdzieś na półce młodszej grupy. "I tu jest pies pogrzebany!" - powiedziała przedszkolanka, co natychmiast rozwinęło wyobraźnię dzieci. "Gdzie? Fuj! Biedna psina". "Możemy go odkopać i sprawdzić" - zaproponowała Anielka. "Nawet krzyżyka mu nie wbili, ani jednej świeczuszki nie zapalili...". Wreszcie Pani Matylda uznała, że pora wyjaśnić o co chodzi. Jednak najpierw ze swojej magicznej torby wyciągnęła szaliczek. Potem wytłumaczyła, co oznacza przysłowie "i tu jest pies pogrzebany".

5. "Czy ktoś widział łyse konie?"

Podczas spaceru dzieci ujrzały konie. To była stadnina. Ignaś, którego rodzice byli przeciwni tego, aby miał jakiekolwiek zwierzątko w domu, stał jak wryty zafascynowany dużym zwierzęciem. Zerwał troszkę trawy, aby w ten sposób przybliżyć któregoś z koni do siebie. Nagle z budynku wyszedł Pan, na widok którego wystraszył się Kacper i kazał koledze uciekać. Do sytuacji wkroczyła Pani Matylda mówiąc, że to Pan Juliusz, z którym "znają się jak łyse konie". I zaś zrobiło się zabawnie i nastąpiła fala pytań. "Pani Matyldo, przecież konie nie są łyse. Mają grzywy" - powiedziała Klara. Ponownie trzeba było wyjaśnić, co oznacza to przysłowie. Bo jeśli ktoś mówi, że zna się z kimś "jak łyse konie", to znaczy, że osoby te znają się bardzo dobrze i od dawna.

6. "Dlaczego chłop jak dąb, a nie brzoza?"

Dzieci stadniną były oczarowane. Nie tylko mogły nakarmić konie i oglądnąć boksy, ale też, przy asyście Pana Juliusza, usiąść na grzbiecie zwierzęcia.Okazało się, że Pan wcale nie jest taki zły, jak się chłopcom na początku wydawało. A do tego jest taaaaki duży! "To prawda, jestem chłop jak dąb, ale staram się być miły dla innych" - powiedział Pan Juliusz. Dzieci zaczęły się zastanawiać, dlaczego jak dąb, a nie np. jak brzoza. I zaczęły się pytania. A przecież to oznacza, że ktoś jest po prostu duży i postawny. Dlatego, aby i Zuchy takie były, przyjaciel przedszkolanki wyszedł z propozycją zorganizowania grilla z chrupiącymi kiełbaskami. Radość dzieci była bezcenna.

7. "Czy to ładnie kraść koledze konie?"

Po sytym posiłku trzeba było zabić nudę i troszkę się rozruszać, dlatego Pani Matylda, jak zwykle niezawodna w takich sytuacjach, ze swojej magicznej torby wyciągnęła kredę w różnych kolorach. Zadaniem dzieci było pomalowanie szarej, burej betonowej stajni. Nie trzeba było ich namawiać od razu ruszyły do pracy. Przedszkolanka oczywiście włączyła się do akcji. To już jest taki typ kobiety, która lubi się wraz ze swoimi wychowankami bawić. Nie potrafiła odmówić, bo z Zuchami "można konie kraść". I zapadła nagła cisza... "A czy to czasem nie jest nielegalne" - zapytał Kacper. Oczywiście maluchy nie zrozumiały tego jakże często przytaczanego przysłowia. Wiedziały natomiast, że kryje się za tym coś mądrego, ponieważ Pani Matylda nie namawiałaby ich do czegoś złego. Wytłumaczyła, o co  chodzi i wróciła do sytuacji, kiedy to Zosia powiedziała, że jej tata "ma złote serce". "Gdy ktoś ma złote serce, to znaczy, że jest wrażliwy na problemy i potrzeby innych ludzi". Dzięki Pani Matyldzie przedszkolaki nie tylko wspaniale spędzili czas na powietrzu, ale, ale nauczyły się znaczenia pewnych zdań. "Kiedy trochę podrośniecie i pójdziecie do szkoły, poznacie tam związki frazeologiczne. To właśnie wyrażenia, jakie dziś usłyszeliście" - wytłumaczyła im przedszkolanka. 


Kiedy zasiadłam do tej recenzji zaczęłam się zastanawiać, w jaki sposób ją przedstawić. Postanowiłam jednak krótko opisać każdy rozdział, abyście zrozumieli, co autorka miała nam i dzieciom do przekazania. Stąd też wyszło sporo treści.

Pani Aneta Grabowska, przy pomocy bardzo ciepłej, pomocnej, pomysłowej, energicznej przedszkolanki i na podstawie życiowych doświadczeń w fantastyczny sposób tłumaczy czytelnikowi, na czym polega sens i przesłanie przytoczonych związków frazeologicznych. My  wielokrotnie stosujemy różne przysłowia na co dzień, zaś dzieci, zwłaszcza te w wieku przedszkolnym nie do końca rozumieją, że wyrażenia te oznaczają coś zupełnie innego, niż sugerują to słowa, z których się składają.
Nauczycielka jest wprost do pokochania, a jej przedszkolaki, dzielne Zuchy są zabawne i jedyne w swoim rodzaju. Tak się składa, że uczyłam maluchy języka niemieckiego, więc doskonale wiem, ile energii i cierpliwości trzeba włożyć w ten zawód i zbudować sobie takie swoje "zaplecze" - "wyczuć" dzieci i tym samym wypracować metody, aby na pytania typu: "co?", "jak?", "dlaczego", "po co?" zawsze była odpowiedź. Tego oczekują dzieci i to nie tylko od przedszkolanek, czy nauczycieli, ale i od nas, rodziców. Tych pytań pojawia się miliony, dla nas są one może i banalne, ale dla dzieci to wielka tajemnica.


Jest to bardzo mądra książka, genialnie przemyślana. Ilustracje są przepiękne, bardzo kolorowe. To zasługa Pani Małgorzaty Detner. Pani Matylda wzbudza w oczach takie ciepło i zaufanie. I chociaż książeczka ta liczy sobie jedynie 52 strony, dedykowana jest czytelnikom w wieku 3+ to wnosi w życie malusińskich nie tylko zabawne opowieści, które się ze sobą łączą (co uważam za duży plus), ale przede wszystkim uczy. Warto sięgać po takie pozycje, które z pewnością zostaną zapamiętane.

W końcu życie to ciągła nauka bez względu na wiek...

9 komentarzy:

  1. Such a beautiful illustrations. Thank you for sharing.

    New Post - http://www.exclusivebeautydiary.com/2019/09/armaniprive-rose-alexandrie_25.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Też jestem nią zachwycona :) Skzat ma fenomenalne książki dla dzieci i w naprawdę przystępnej cenie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Słyszałam już o tej książce, nie wiem czy przypadkiem Twój post na fb lub insta mi się nie przewinął przed oczami i jestem zainteresowana ta propozycją. Mam w planie zamówić :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Podoba mi się ta książka i zamieszczone w niej historyjki. Może pokusze się o zamówienie dla swojej córki na urodziny, które już za niecały miesiąc

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo podoba mi się ta pozycja i już wiem, komu ją polecę! :) Tak wartościowe książki powinny pojawić się na półce każdego dziecka.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hania uwielbia takie książki. Ta historia na pewno by jej się spodobała.

    OdpowiedzUsuń
  7. historyjki z edukacyjnym przekazem, super :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję Ci bardzo za Twój komentarz.