11/11/2020 04:33:00 PM
Humor, którego dorosły nie ogarnie - Paweł Maj "Głosownik" (wydawnictwo Skrzat)
Niestety ponownie przyszły czasy, że dzieci i młodzież do końca miesiąca muszą przejść na zdalny tryb nauczania. Najbardziej ubolewa nad
tym nasz 12-NASTOLATEK, który zmuszony jest "kisić" przed laptopem, a
jedynym według niego plusem tej całej sytuacji jest to, że rano może sobie o
te całe pół godziny później wstawać.
Rozumiem, że jest mu źle. Nie tylko jemu ale i pozostałym uczniom. Wiadomo - w szkole jest lepiej. Są koledzy, koleżanki, nauczyciele, którzy z pewnością tą całą bandę lepiej ogarną "face to face" niż przez "komputra".
Po lekcjach zaś nasz filozof dysponuje sporą ilością czasu. Aż mu zazdroszczę. Bywa, że chodzi z kąta w kąt. A do tego musi znosić jeszcze towarzystwo swojego o pół wieku młodszego brata, który w kółko chciałby się bawić... Ale ile można w kółko jeździć autami, układać klocki i cały czas być złodziejem...
Naprzeciw mu wyszłam ja, ta czasami wredna, upierdliwa mama, która nie zawsze podsuwa pomysły, trafiające w gusta naszego szkolniaka. W końcu chodzi do 6 klasy, a jego wymagania rosną szybciej, niż mój apetyt na placki ziemniaczane. Nie wiem, jak to możliwe, no ale tak już jest...
Ale kiedy tuż pod nos zapodałam mu książkę Pawła Maj pt. "Głosownik" nastąpiła cisza i nagłe zainteresowanie. Nie tylko tytuł wzbudził jego ciekawość, ale i ilustracje z chłopcem ze smartphonem.
To był strzał w dziesiątkę. Zacznijmy może od początku, czyli o czym tak naprawdę jest ten "Głosownik" i dlaczego nasz syn tak bardzo się w niego wkręcił.
Głównym bohaterem książki jest Staszek Juraszek, 11-letni młodzieniec
chodzący do 5 klasy Szkoły Podstawowej, którego ze względu na zwariowane
pomysły zwą Szajbek.
"W domu mówią na mnie Stasiek. W szkole i dla przyjaciół jestem Staszek. Na podwórku po prostu Szajbek".
Jak się domyślacie - laptop i smartfon to całe jego życie. Jak każdego, tego typu młodego obywatela w dzisiejszych czasach. Jego rodzice na co dzień pracują, zaś babcia, tak samo drętwa jak i oni, opiekuję się jego rocznym bratem: "Gnojek ma co prawda już chyba rok, nie wiem, nie liczę, ale nadal wygląda jak stadium larwalne żuka gnojarza". I tak Szajbek wiedzie swoje beztroskie życie pełne szalonych pomysłów do dnia, aż wściekłość jego rodziców osiąga apogeum i dostaje szlaban. Wówczas następuje największa tragedia wszechczasów... Ze względu na wynik ostatniej kartkówki z matmy mama zabiera mu laptopa. Chłopiec jednak nie poddaje się i postanawia prowadzić głosownik, czyli dziennik w formie głosowej nagrywany smartfonem. I żeby nie było - "To jest męski pamiętnik, a nie dziewczęcy sekretny notatnik". Pisanie to siara, nie dla chłopaków. I tak od tej pory nosi ze sobą telefon i nagrywa wszystko, co jest możliwe, ponieważ to, co dzieje się przypadkiem jest najzabawniejsze: np. awantury, podsłuchiwanie dziewczyn w toalecie, czy też pierdy Woźniaka z ostatniej ławki.
Tak się składa, że nagrywając przeróżne sytuacje faktycznie zaczyna się dużo dziać i książka tak naprawdę napiera tempa i wciąga. W międzyczasie poznajemy też przyjaciół Szajbka. Są nimi Plastuś, kumpel z przedszkola z gigantycznymi uszami, Rudy, starszy o rok kolega, który chodzi do innej szkoły, czy płeć piękna o imieniu Magda (która otrzymała ksywę Kiri - od Marii Skłodowskiej-Curie), o 2 tysiące razy bardziej wygadana od Rudego, która jako jedyna dziewczyna dołącza do paczki. Wszyscy spotykają się po szkole i mają swoje tajemne, zakazane pełne strachu miejsca, jak np. Wały, czy Wysypisko na czele z Grabarzem i jego strasznym psem.
Pewnego dnia, tuż po dyskotece w szkole, Staszek, wywijając jako pierwszy z dziewczynami, a nawet z Dżastą z 7 c zdobywa autorytet wśród starszych kolegów. Tym samym odsuwa się od najbliższych członków swojego bractwa. W tamtej chwili zależało mu na budowaniu reputacji zapominając o tych, z którymi jest na dobre i na złe. Przyjaciele są smutni. I chociaż oni zdają sobie sprawę z tego, że Szajbek zrobił źle, to on sam nadal uważa, że jest bohaterem...
Jak zakończy się historia? Czy Magda, Plastuś i Rudy wybaczą Szajbkowi? Czy Staszek zrozumie, na czym polega prawdziwa przyjaźń?
Autor książki, Paweł Maj, nie gości u nas w domu po razi pierwszy. Recenzowałam Wam już jedną z jego książek pt. "Tosia w tarapatach. Kłopoty i katastrofy".
Ale "Głosownik" jest u nas w domu fenomenem, zwłaszcza, że doskonale odzwierciedla codzienne życie rodzinne związane z wychowywaniem nastolatka. Bardzo podobnego do Staszka, ale z tą różnicą, że nasz syn jest rok starszy. Tym gorzej. Bywały już kary, typu zabranie tableta, smartfona, czy laptopa. To jednak nie zawsze skutkowało, dlatego po prostu odłączaliśmy internet, a wtedy był właśnie taki dramat, jakby mu zabrali dostęp do całego świata. Teraz, kiedy ma zdalne nauczanie, sprzętu nie możemy mu zabrać, bo przecież ON SIĘ MUSI UCZYĆ. Na szczęście jestem w domu i mam nad tym kontrolę.
Książkę przeczytał zarówno mój syn, jak i ja sama. Ciekawa byłam przede wszystkim jego opinii, bo co by nie było, ja i tak jestem staromodna i nie kumam, o co biega. Lekturę wciągnął w jeden dzień - co prawda na raty, ale i tak się liczy. Mi to zajęło dosłownie godzinkę. Obie strony, czyli ja i on, są zgodne: doskonale trafia słowem i przekazem w myślenie nastolatka w wieku Maćka. Po przeczytaniu usłyszałam od syna: "Mamo, to było spox. Ja to przeżywam na co dzień". Owszem, przeżywa, jak i ja, kiedy byłam w jego wieku, a moja mama pędziła mnie z piaskownicy, bo znalezioną łyżką zajadałam piasek z piaskownicy. Ale to było ponad 20 lat temu. Czasy się zmieniły. Teraz każdy, kto jest rodzicem zmaga się z zupełnie innym wymiarem, a zwłaszcza z technologią, która za bardzo owładnęła całym światem. A tym bardziej naszymi dziećmi. Pierwsze przyjaźnie, zauroczenie, pakty, zakazane miejsca... Niby to samo, ale co innego, niż w moim dzieciństwie.
Jednak mimo wszystko Paweł Maj w sposób humorystyczny świetnie dociera swoim "Głosownikiem" do tych młodszych odbiorców, głównie nastolatków w wieku 11-13 lat, którzy mimo, że bujają w obłokach i mają swój świat, obowiązki i problemy, to jednak muszą wiedzieć, że rodzice nie są głupi i doskonale wiedzą, co w ich główkach siedzi i muszą ich kontrolować. To doskonały przykład nauki o bezgranicznej przyjaźni, odpowiedzialności i skutkach podejmowania pierwszych decyzji, które mają wpływ na ich dalsze dalsze losy. W tym przypadku imponowanie innym i górowanie w szkole nie zawsze niesie ze sobą pozytywne skutki, zaś trwanie w swoim zaufanym team'ie to coś, co warto pielęgnować. Ale przepychanki i kłótnie muszą być. W przeciwnym razie się nie nauczą. Musi być ta adrenalina. Niech jednak słowo "przepraszam" godzi wszelkie konflikty. Nauczą się Ci nasi młodzi i jeszcze to docenią Sama wiem to po sobie.
Jest humor, zawartych jest dużo potocznych, być może nieznanych w dzisiejszych czasach dla Was, rodziców zwrotów (np. "groziła mi laska" - czyli jedynka), ale ogólnie całość w odbiorze mojego 12 letniego syna to "sztos".
Polecam i z serdecznością pozdrawiam całą ekipę, także Wydawnictwo Skrzat, dzięki którym mieliśmy nie tylko niezły ubaw, ale zrozumieliśmy również przekaz, który nie tylko mi, jako mamie, ale i naszemu synowi pozostanie do końca życia.
Nie no nawet spoko.
OdpowiedzUsuńwww.natalia-i-jej-świat.pl
Ja akurat mam nastolatka w domu, więc trafiliśmy w punkt :)
UsuńZaciekawiła mnie ta książka. Chętnie przeczytam
OdpowiedzUsuńJest dużo śmiechu z odpowiednim przesłaniem. Wiadomo - dzieci w dzisiejszych czasach to co innego, niż moje dzieciństwo, kiełbaski na trzepaku, czy woda sodowa - oczywiście ta do picia, a nie w głowie 😋
UsuńBardzo fajna rzecz
OdpowiedzUsuń