Kto by pomyślał, po co komu balsam nawilżający do ust latem, prawda? A no np. mi. Mi i to wręcz w nieskończonej ilości. Muszę mieć go wszędzie, w każdej torebce, kieszeni, bo zawsze gdzieś gubię.

Z biegiem lat usta mi coraz to bardziej pękają. Zwłaszcza latem. Chyba częściej, niż zimą. Chociaż sama nie wiem. Niby jest teraz ciepło, wręcz bym rzekła, że upalnie, nie ma wilgoci. Ale te wysokie temperatury je (i nie tylko je) wysuszają, co powoduje takie, a nie inne, wyżej wspomniane efekty.

Dlatego do rąk wjeżdża balsam do ust ALOESOVE i tu uwaga - z filtrem SPF30.

To małe cudeńko, dzięki zawartości filtrów przeciwsłonecznych, chroni usta zarówno przed promieniowaniem UVA,  jak i UVB.

Zawiera kompleks AHAG, czyli połączenie ekstraktów z aloesu, miłorzębu japońskiego, hibiskusa i oleju z nasion amarantusa, zapewniając skórze intensywne nawilżenie, łagodzenie ewentualnych podrażnień i redukcję zaczerwienień. Poza tym mamy tutaj prebiotyk z granatu i bawełny.

Opakowania kartonowego szybko się pozbyłam. Także tutaj Wam nie pokaże, jak on wizualnie w trakcie zakupu wygląda. Jedno zdjęcie mam, które robiłam podczas prezentacji zawartości całego boxa Pure Beauty SUNNY TIME, w którym go znalazłam.

Jest to fajny, podręczny, malutki słoiczek, którego zawartość można sobie wedle życzenia prosto na usta smarować. W takiej ilości, jakiej chcemy, bez ingerencji rąk.

Jest to typowo kobiecy, w kolorze różu, podręczny kosmetyk, idealny zawsze i wszędzie. Dobrze się sprawdza, nawilża usta, chroni i nie powoduje tego, że pękają. Nie jest tłusty, szybko się wchłania, daje leciutki połysk. Starczy na dość długo. Dobrze wygładza. I delikatnie pachnie mango. Mało co wyczuwalnie. Nie jest słodki, więc nie ma co tu "zjeść". W końcu, bo w moim przypadku wszystkie takie balsamy pożeram w sekundę.

Polecam. Nie bez powodu piszę o nim recenzję

1 komentarz:

Dziękuję Ci bardzo za Twój komentarz.