W ostatnim wpisie dotyczącym kosmetyków Lily Lolo wspominałam Wam, że jeszcze do  Was w tym temacie powrócę. No i jestem… Z nową porcją perełek.


Postanowiłam kompletować sobie powoli  pędzle. Póki co mam w domu Kabuki, pędzel do pudru i domówiłam sobie jeszcze do różu.


Ten pędzel do różu nie odbiega od pozostałych. Biała, skromna rączka to już standard, wręcz bym powiedziała, że jest to znak rozpoznawalny tej firmy.


Miałam do niego dołączoną taką gumową nakładkę, która chroni włosie chociażby przed zanieczyszczeniami. Niestety nie mogłam jej znaleźć, aby Wam pokazać.

Blush Brush jest ścięty. Jest to oczywiście  typowy kształt dla pędzli do nakładania różu. Włosie jest naturalne, miękkie, delikatne i przyjemne w użyciu.


Zarówno z tego, jak i z pozostałych pędzli ani jeden włosek mi nie wypadł. Nie tylko podczas użytkowania, ale nawet po umyciu. Wszystko bardzo dobrze się trzyma. Nic się nie łamie. Także w tej kwestii jest to mistrzostwo, ponieważ żadna z nas nie chciałaby, aby włosie wypadało.
Już nie mówię o tym, co by było, gdyby działo się to podczas wykonywania makijażu.

Następną pozycją, na którą się skusiłam i musiałam mieć w swojej kosmetyczce jest paleta naturalnych cieni prasowanych Smoke & Mirrors.


Jest to odpowiednio dobrana kompozycja 8 mineralnych, dość mocno napigmentowanych cieni, w tym i matowych i błyszczących, dzięki której wykonamy piękny, nie tylko wieczorowy makijaż.
Odcienie są tak fajnie dobrane, że jaśniejsze wykorzystamy sobie na co dzień, zaś te ciemniejsze do mocniejszego podkreślenia oka.


W palecie Smoke & Mirrors znajdziemy:
1. Reflection matowa kość słoniowa,
2. Looking Glass połyskujący odcień brzoskwinii,
3. Illusion matowy, jasny róż,
4. Myth – matowy, ciepły karmelowy brąz,
5. Silhouette – matowy, ciepły szaro-brązowy,
6. Hocus Pocus – metalicznie połyskujący szary,
7. Intrigue – lekko połyskująca brunatna czerń,
8. Deception – połyskująca czerń.


Sama paleta jest bardzo dobrze zaprojektowana.


Przede wszystkim mam tu na myśli praktyczne aspekty, czyli:
- solidna, bezpieczna i elegancka w swojej prostocie kasetka,
- lusterko, które jest bardzo pomocne do szybkiej poprawki oka,
- podwójny aplikator służący do nakładania cieni w zestawie,
- naturalne odcienie do dziennego i wieczornego makijażu,
- cienie ułożone od najjaśniejszych, do tych najciemniejszych.


Uważam, że jest to dość neutralny zestaw cieni odpowiedni do każdego rodzaju karnacji. Kwestia naszego gustu. Zawarte w ich składzie naturalne składniki pielęgnacyjne takie, jak ekstrakt z mikołajka nadmorskiego, olej z granatu, olej manuka i olej jojoba chronią jak wiemy naszą niezwykle delikatną skórę wokół oczu, nawilżając ją i wygładzając. Poza tym nie zawierają także talku.

Ze względu na tą charakterystyczną dla cieni Lily Lolo gładką i lekką konsystencję świetnie się sprawdzają, nie osypują się, trzymają się kilka godzin. Używam ich tylko i wyłącznie na sucho, więc nie wiem, jaki były efekt na mokro.

Za błyszczykami do ust nie przepadam… Lubię, ale zabić się za nie nie dam. Dlatego postanowiłam zaryzykować i wypróbować szminki, które Lily Lolo ma w swojej ofercie.


Większość tych, które mam / miałam strasznie wysuszały mi usta, dlatego postanowiłam poszukać swojego ideału, który nie tylko nada ustom kolor, ale tym samym nawilży mi je na odpowiednim poziomie.

Ponieważ była to moja pierwsza przygoda z tego typu kosmetykiem tej marki skusiłam się na chyba najbardziej neutralne kolory, jakie są do dyspozycji. Mam tutaj na myśli Love Affair i Nude Allure.


Nie chciałam ryzykować, gdyż nie byłam pewna, czy aby na pewno kolory przedstawione na zdjęciach na stronie będą takie same w rzeczywistości oraz czy ich formuła przypadnie mi do gustu. 
Kiedy zamówienie dotarło do mnie do domu najbardziej byłam ciekawa właśnie tych szminek.


Ogólnie szminki tej firmy utrzymane są, podobnie jak wszystkie kosmetyki, w biało-czarnej tonacji, minimalnie, skromnie, ale nie ukrywam, że jestem za. Opakowanie zamyka się takim charakterystycznym „klikiem”. Czuć to w dłoniach, więc nie musimy się obawiać, że któraś z pomadek w torebce nam się niechcący sama otworzy.

Love Affair to połączenie jasnego brązu z brudnym różem. Nie jest matowa, nie zawiera także żadnych błyszczących drobinek. Kolor jest na tyle uniwersalny, że można go używać codziennie na tyle często, na ile mamy ochotę.


Nude Allure to lekko brzoskwiniowy beż.

Na dzień dobry, zaraz po odebraniu przesyłki, zaliczyłam lekką wtopę. Tego dnia był upał, a moja ogromna ciekawość spowodowała, że szminka się złamała. Z powodu wysokiej temperatury była zbyt miękka.


Obie pod względem koloru są bardzo do siebie zbliżone.


Najbardziej podoba mi się to, że szminka nawilża usta niczym pomadka ochronna, nadając im jednocześnie naturalny kolor. Jest miękka i bardzo przyjemnie się ją nakłada. Krycie jest lekkie / średnie (chociaż i to można również stopniować). Zjada się równomiernie (nie barwi zębów). Kolor, pomijając jedzenie i picie, utrzymuje się około 2-3 godziny. Tak, więc niekoniecznie mamy tu do czynienia z trwałością, ale i na to znajdzie się usprawiedliwienie.


Stworzona jest na bazie naturalnych składników, więc na jakiej podstawie ma ona utrzymać kolor w dłuższym czasie? Nie ma zawartych w niej żadnych sztucznych barwników, przedłużaczy, utrwalaczy, dlatego efekt jest taki, a nie inny. Ale mi to pasuje. Nie mam z tym jakiegoś dużego problemu, ponieważ usta w każdej chwili można sobie przecież poprawić.


Jest to pierwsza moja przygoda z naturalną pomadką do ust i z pewnością nie ostatnia. Jestem bardzo zadowolona. Muszę koniecznie poznać inne, te mocniejsze odcienie.

15 komentarzy:

  1. Miałam te paletę i była super - właśnie na taką pogodę jak teraz panuje. Ogólnie latem częściej sięgam po mineralne kosmetyki i ta marka u mnie króluje. Pędzle od nich są super jakości - mam już chyba każdy możliwy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ich kosmetyki są świetne na co dzień, takie delikatne :)

    OdpowiedzUsuń
  3. piękna paleta, kosmetyki mineralne lily lolo uwielbiam od lat, są fantastyczne, cenię sobie tak lekki makijaż

    OdpowiedzUsuń
  4. Pędzelek i cienie mam, rewelacja i mega jakość!

    OdpowiedzUsuń
  5. mam dwie inne paletki i jestem z nich zadowolona. Za to z pomadki niekoniecznie. Strasznie szybko u mnie schodzi przez co brakuje mi do niej cierpliwości.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kolory pomadek cudowne, sama mam odcień Flirt i uwielbiam ją tylko faktycznie, jest bardzo miękka i trzeba uważać na nią w upały ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam kosmetyki Lily Lolo i wszystkie jakie do tej pory miałam znakomicie mi się sprawdzały :)

    OdpowiedzUsuń
  8. WOW! Ale cudowne są te produkty chętnie bym je przetestowała :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Piękna paletka ! Lubię właśnie takie kolory. Szminki również kuszą odcieniami :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ta paleta to idealny dzienniaczek:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Lily lilo sa dla mnie dobre ale jesienna pora gdyz w lato podklad wazy mi sie na twarzy

    OdpowiedzUsuń
  12. Moja ulubiona firma makijażowa!

    Miałam tę paletę - jest fantastyczna! :-)

    OdpowiedzUsuń
  13. Paletkę, którą prezentujesz z chęcią sobie zakupię i przetestuje :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Paletka jest bardzo fajna, lubię takie stonowane odcienie :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję Ci bardzo za Twój komentarz.