Moja przygoda z kosmetykami Lily Lolo trwa już od ponad roku, tak więc śmiało mogę stwierdzić, że jestem wierną fanką tejże akurat marki. Na blogu jest już kilka wpisów i co rusz pojawiają się nowe, ponieważ na bieżąco śledzę sklep i sprawdzam, czy są jakieś nowości. 

Tak było i tym razem, kiedy to zważyłam kilka nowych pozycji. Oczywiście musiałam się na nie skusić - no nie mogło być inaczej. I tak oto w domu błyskawicznie pojawiła się nowa paczuszka z pewnym trio, o którym będzie dzisiejszy mój wpis. 


W mojej kosmetyczce są już sypkie podkłady mineralne - m.in. stosowany na co dzień "Warm Honey". Ale kiedy zobaczyłam te w kremie, koniecznie chciałam je wypróbować. 

NOWOŚĆ:
Naturalny kremowy podkład w kompakcie - odcień Lace


Spośród wszystkich dostępnych 10 odcieni miałam lekki problem z doborem tego odpowiedniego. Po konsultacji z z Panią Aleksandrą ostatecznie zdecydowałam się jednak na "Lace". Przy całej gamie jest on wypośrodkowany, to ten tzw. "średni ton". Nie lubię zbyt jasnych, ani wiadomo - zbyt ciemnych, stąd też stwierdziłam, że ten będzie idealnie dobrany do mojego koloru cery. 


Klasyk z zewnątrz to charakterystyczna cecha Lily Lolo. Biało-czarne opakowania od zawsze mi się podobały. Zaś w środku znajdujemy 7 g podkładu w postaci kremowej wyposażonego w lustereczko. 


Oczywiście od razu musiałam go zaaplikować, co zresztą widać już na zdjęciu. Zastanawiałam się jednak, czym najwygodniej będzie go nałożyć na twarz i tutaj najlepiej dla mnie spisują się i palce i mini-gąbeczka. Za pędzlami nie przepadam, więc tej opcji nawet nie brałam pod uwagę i nigdy nie stosowałam.

Początkowo miałam spore obawy, że akurat ten odcień będzie dla mnie zbyt ciemny. Na szczęście w połączeniu ze skórą efekt był idealny - naturalny i nieprzesadny. Trzeba sobie jedynie wyważyć ilość, ale myślę, że każda z Was nie miałaby z tym większego problemu.



Dodam też istotny fakt, że jest on bardzo lekki - stąd tez wynika jego super wydajność, do czego nie do końca byłam przekonana i szybko zastyga. Polecany jest dla osób o cerze suchej lub normalnej. Ponieważ ja mam nadzwyczaj suchą to i tak wcześniej nakładam sobie lekki krem, a dopiero później ten podkład. W przeciwnym razie czułabym się nie tylko nieswojo (pojawia się u mnie uczucie suchości i ściągnięcia), ale na twarzy byłyby widoczne tzw. suche skóry.

Pamiętajmy też o tym, że kosmetyki Lily Lolo są absolutnie naturalne. Tutaj nie serwujemy sobie zapychające chemii, ponieważ w składzie jest m.in. olej jojoba i olej arganowy. Stąd też wynika jego hitowa jak dla mnie konsystencja. 

Kremową opcję podkładu w kompakcie polecam Wam z całego serca - jest wygodna w aplikacji, wydajna, a odcieni jest na tyle dużo, że z pewnością dobierzecie sobie do swojej cery ten odpowiedni.  

Ostatnio skusiłam się na naturalne szminki, tak więc i teraz musiałam wskoczyć i sprawdzić, który kolor mnie interesuje. 

Tym razem zdecydowałam się na "Romantic Rose".


Każdy odcień jest piękny, więc i ten mi się spodobał. 


Przede wszystkim kupiła mnie jej formuła - każda szminka tej marki daje mi bardzo przyjemne nawilżenie. Akurat nie lubię matowych, za bardzo wysuszają mi usta, co nie sprawdza się u mnie na co dzień.


Po raz kolejny się nie zawiodłam. A wręcz przeciwnie - moje skarby powiększyły się o piękny różowy odcień - jak dla mnie nie za mocny, ani nie za słaby - wyważony. 

Przy okazji postaram Wam się wrzucić zdjęcie wszystkich posiadanych odcieni bezpośrednio na ustach. 


Oczywiście nie mogłam przejść obojętnie obok pędzli - tak się składa, że owszem - posiadam dwie paletki cieni prasowanych, które wyposażone są w podwójny aplikator, ale potrzebowałam pędzelka, który ogarnie mi głównie odcienie szarości, te ciemniejsze, które nakładam na oko.

Stąd też podjęłam decyzje i zdecydowałam się na "Eye Shadow Brush"
 

Dołączył on do kolekcji pozostałych, które na bieżąco używam.

Ogólnie pędzle Lily Lolo są bezproblemowe w utrzymaniu, dlatego też się właśnie na nie decyduje. Do tego są bardzo miękkie - to wszystko z powodu syntetycznego włosia. 


Jest ono gęste, w odpowiedniej ilości, co pomaga w aplikacji cieni.


Zaś się nie zawiodłam - nawet nie miałam obaw, że się rozczaruję, ponieważ w przypadku kosmetyków Lily Lolo nie ma takiej opcji. Cenię sobie ich naturalny skład, co z pewnością odwdzięczy mi się na skórze twarzy. I zapewne po raz kolejny się powtórzę, że cena idzie w parze z jakością, dlatego nadal będę twierdzić, że warto w kosmetyki tej marki inwestować.


8 komentarzy:

  1. Lubię pędzle Lily Lolo. Zresztą i większość kosmetyków dobrze się u mnie sprawdza :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny kolor pomadki <3 Aż miło poczytać, że coraz więcej na rynku kosmetyków naturalnych w kolorze :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zazwyczaj takie konsystencje sa cięzkie a tu proszę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie jest ok ale nakładam naprawdę bardzo mało. Mam wrażenie, że na palcach, pod wpływem ciepła jest jeszcze lepiej nakładać :) ale szybko zastyga.

      Usuń
  4. kosmetyki Lily Lolo to absolutne hity, ja używam ich od wielu lat :)nowości testuję regularnie

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam puder i podkład z tej marki, bardzo je lubię. Ale nie wiedziałam, że mają też w ofercie taki kremowy. Muszę go przetestować, konsystencja wydaje się super! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo lubię szminki tej marki, ich masełkowa struktura i satynowe wykończenie sprawia, że moje usta wyglądają bardzo ładnie

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten podkład w kompakcie jest genialny! Nie widziałam do wcześniej u nich :D A szkoda, bomba ! Ale teraz poluje na pędzelki :D Są mega !

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję Ci bardzo za Twój komentarz.