Z twórczością Pani Katarzyny Michalak już się niejednokrotnie spotkałam i cieszę się, że zarówno dzięki niej, jak również wydawnictwu moja domowa biblioteczka wciąż powiększa się o twórczość tejże właśnie pisarki.

Myślę, że jak większość z Was tak i ja decydując się już na daną książkę najpierw stawiam na jej gatunek / tematykę, czyli to, co mnie interesuje, ale jednak również dużą rolę odgrywa jej okładka, szata graficzna, która często gęsto ma wpływ na to, że ta dłoń idzie właśnie w jej stronę.

W przypadku każdej kolejnej premiery Pani Kasi bez wątpienia te okładki są coraz to piękniejsze. Podobnie jest z „Była sobie miłość”, która wydana została pod koniec listopada 2022 roku. Te mieniące się litery na czerwonym tle przyciągają oko, nie mówiąc już o jednym z głównych bohaterów, malusim, czteronożnym piesku, który aż się prosi, żeby go przytulić.
Historia ukazana w tej książce jest bardzo poruszająca i tak na dobrą sprawę mogłaby dotknąć każdego z nas.


Ula i Michał to szczęśliwa para małżeńska, która na liście swojego życiowego dorobku posiada już bardzo bolesne chwile / wspomnienia. Ich jedynym marzeniem i celem, do którego dotychczas dążyli, a który los im póki co to wszystko krzyżował, było powiększenie rodziny. Otóż z całych sił oboje starali się o dziecko. Niestety poronienia kobiety zmusiły ich do podjęcia kolejnej, trudnej decyzji. Szansą na to, aby ich rodzina mogła się powiększyć była dość kosztowna terapia. I chociaż cena była wysoka, trzeba było się z nią zmierzyć...

Tuż przed Wigilią Michał postanawia wyruszyć za granicę, daleko za ocean, a dokładniej do Australii, aby zdobyć fundusze na leczenie. Mężczyzna nie zamierza zrezygnować i zrobi wszystko, aby ich rodzina wreszcie była szczęśliwa. Najgorsze było to, że nie chodziło tutaj o kilkudniowy wyjazd służbowy. W grę wchodziła dużo dłużej trwająca rozłąka, z czym oboje ponownie musieli się zmierzyć. Aby kobieta nie czuła się samotna i mogła zapomnieć o dotychczasowych problemach Michał robi jej niespodziankę i tuż przed wyjazdem wręcza jej pięknego szczeniacza rasy Corgi.

I tak oto rodzi się też opowieść o Bingo, ponieważ takie właśnie nadała mu imię.


Niestety po jakimś czasie znowu wszystko się komplikuje, kiedy to Ula otrzymuje telefon z informacją, że Michał uległ wypadkowi. Kobieta długo nie myśląc zostawia Bingo u sąsiadki, która to w czasie jej nieobecności miała być odpowiedzialna za jego opiekę i wyrusza w podróż samolotem do męża.

Pewnego felernego dnia pod opieką sąsiadów nieszczęście spotyka również i czworonożnego Bingo, który nagle ginie bez śladu i ślad po nim zanika… Chcąc odnaleźć drogę do domu na swojej ścieżce napotyka wielu ludzi, którzy okazali mu pomoc, ale bywali też tacy, którzy niekoniecznie byli dobrzy.

Jak potoczą się dalsze losy Uli i Michała? Czy Bingo się odnajdzie? Czy los będzie wreszcie łaskawy dla bohaterów tej historii?


Pani Katarzyna ukazuje nam historię teoretycznie biorąc o problemach dwojga kochających się ludzi, ale jednak to Bingo i jego przygody, które na swojej drodze powrotnej spotyka, dają tutaj sporo do myślenia. To dość nietypowe i wręcz wzruszające. Można z tej książki bardzo dużo wyciągnąć pod warunkiem, że się po nią sięgnie. Chodzi tutaj o bezwarunkową miłość, miłość, która potrafi doprowadzić do łez, a więc cel według mnie autorka osiągnęła. Zresztą nie po raz pierwszy. Miłość jest bezwarunkowa. Taka jest prawda. Jednak aby doznać to uczucie trzeba jednak sporo cierpliwości, motywacji i przede wszystkim czasu. Przeżyjemy tu mnóstwo emocji, które czytelnik z każdą przeczytaną stroną przeżywa na swój sposób. Skłania na s do wielu refleksji, więc wydaje mi się, że cel przekazu Pani książki w moim przypadku został osiągnięty.
 
Dodam jeszcze jedno: jak nigdy nie byłam zwolenniczką dawania zwierząt w prezencie z jakiejkolwiek okazji, tak tutaj, w tej historii wydaje mi się, że Bingo jest wręcz idealnym, żywym terapeutą pomagającym odbiec od codzienności i związanych z nią problemów. Sama wiem to po sobie, ponieważ od dzieciństwa mieliśmy w domu z bratem i rodzicami dwa psy, które potrafiły ukoić samym swoim wzrokiem największe rany, są genialnymi słuchaczami i naprawdę potrafią czynić często cuda. One czują to, co nas boli i są wspaniałym lekiem na wszystko. Grunt, to otworzyć swoje serce. 
 
W imieniu Pani Katarzyny oraz wydawnictwu Znak po raz kolejny dziękuję za przepięny egzemplarz książki wraz z czekoladkami (po które aż żal sięgać) i emocjonującą opowieść, która na długo pozostanie mi w pamięci.
Na końcu książki mamy małą niespodziankę. Poniżej jej namiastka. 


3 komentarze:

  1. Marina Abramava23.02.2023, 19:36

    Ta historia poruszyła najgłębsze zakamarki mojego serduszka ❤️ Autorka ma to coś, ponieważ każda jej książka to nie tylko piękna historia, lecz także wiele przydatnych życiowych lekcji 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdecydowanie tę książkę chciałabym przeczytać:) Już dawno nie miałam w ręku publikacji Pani Kasi, chętnie to nadrobię:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie miałam okazji jej czytać :

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję Ci bardzo za Twój komentarz.