Powolutku, w wolnej chwili siadam ponadrabiać pewne piśmiennicze zaległości. Niestety Nowy Rok przyniósł mi strasznie dużo kłopotów i póki co wygląda na to, że jest gorszy niż poprzedni. Mam nadzieje, że dźwigniemy ten czas i wkrótce uśmiechnie się do nas wreszcie los, bo ileż można cierpieć…

Wracając do dzisiejszego wpisu… Nie wiem, czy lubicie takie miniaturowe perfumki, ale ja owszem. Dlaczego? A no chociażby dlatego, że mogę je nawet w kieszeni nosić.

Chciałam sobie wypróbować zapach Oriflame Eclat Femme, ale wolałam najpierw zakupić za naprawdę niemałe pieniądze jego miniaturową wersję, nim się zdecyduję na duży oryginalny flakonik.

Perfumy te zostały wydane w 2014roku, a więc dość dawno i do dzisiaj się dziwię, że do tej pory ich nie miałam. Tym bardziej stwierdziłam, że muszę je wypróbować, ponieważ dużo moich koleżanek je polecało i nadal poleca.

Przy wyborze ZAWSZE kieruje się nutami zapachowymi. W tym przypadku mamy tutaj:
nuta głowy: mandarynka, czarna porzeczka, aksamitka,
nuta serca: kwiat pomarańczy, pąki róży, płatki jaśminu,
nuta bazy: wanilia, drzewo sandałowe, bursztyn.

Wiecie, że na drzewo sandałowe zapala mi się zazwyczaj lampka, ponieważ tej akurat nuty nie cierpię i kiedyś było tak, że od razu prosto z mostu widząc ją na liście od razu mówiłam „nie” szukając czegoś innego. Jednak wiadomo, że w połączeniu z całą resztą załogi efekt końcowy może wydawać się zupełnie inny, o czym się już wielokrotnie przekonałam.

Wygląd wersji mini, jak również oryginalnej prócz ilości w flakoniku generalnie niczym się nie różni. Opakowanie i sam flakonik jest elegancki i minimalistyczny. Dominuje prostota, a więc to, co osobiście najbardziej lubię, a co często można znaleźć w ofercie Oriflame.

Jak pachnie?
Słodko, ale jak dla mnie cudownie. Nie kręci w nosie, nie męczy, nie mam „nosząc” się z nim odruchów wymiotnych. A to bardzo ważne, bo bywa, że te słodkości są wręcz nie do zniesienia. I szczerze? To drzewo sandałowe wśród reszty nut naprawdę się chowa.

Powiedziałabym, że to taki klasyk dla tej firmy, po który od lat sięgają kobiety. I nie dziwię się, ponieważ jest uniwersalny. Do „małej czarnej”, jak i na luzie. Jedyne, co po raz kolejny mnie zawodzi, to jego trwałość. Na ciuchach się trzyma. I to dość długo. Natomiast na ciele w trymiga znika. To jedyna wada, która w przypadku pachnideł z Oriflame mnie trochę irytuje. Wydaje mi się, że z biegiem lat ta trwałość idzie troszkę w niekoniecznie tą dobrą stronę. W 7, czy 8 klasie szkoły podstawowej kupowałam perfumy Oriflame od mamy mojej sąsiadki i mam wrażenie, że ich zapach dużo dłużej się utrzymywał. No chyba, że nie miałam takich wymagań, jak w chwili obecnej. Cóż, tutaj można by było polemizować. Jednak ta wersja mi się tak czy siak na tyle podoba, że przy okazji, jak się może jakaś promka trafi to je sobie zakupię.

2 komentarze:

  1. Kiedyś bardzo lubiłam ten zapach, teraz chyba już mniej. Ale małe perfumetki zawsze mają plus za poręczne opakowanie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mi się bardzo podobają :) być może dlatego, że dotąd ich nie miałam. Jestem skłonna kupić duży flakonik 😁

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję Ci bardzo za Twój komentarz.