W kwestii demakijażu uwielbiam przede wszystkim płyny micelarne. To one się u mnie najlepiej sprawdzają, świetnie wszystko z twarzy usuwają no i ogólnie - są bardzo skuteczne.
 
Ale stosuję je generalnie na zmianę z piankami, czy żelami do mycia twarzy. Mleczka mi nie pasują i coś od lat nie mogę się z nimi zaprzyjaźnić, a więc nie są mi one raczej dedykowane. Ostatnio swój żywot zakończył pewien żel, więc czas było sięgnąć po jakiś nowy. 
A jest nim BIOLAVEN - jeden z przodujących produktów myjących tejże firmy, z tym, że w nowej, bardzo przyjemnej dla oka odsłonie graficznej. Znalazłam go w lutowym pudełku Pure Beauty YOU'RE CUTE i od razu poszedł w ruch. Tym bardziej, jeśli polecany jest przez Justynę Hushaaabye, o której wielokrotnie Wam zarówno tutaj na blogu, jak i w SM wspominam. 
Jest to jeden z najbardziej cieszących się pozytywnymi opiniami ultralekki żel myjący do twarzy. Dlaczego? Po pierwsze, spójrzcie na jego skład INCI
 
woda, glukozyd laurylowy, gliceryna, betaina kokamidopropylowa, olej z nasion Vitis Vinifera, pantenol, kwas mlekowy, benzoesan sodu, olejek z lawendy wąskolistnej.
Dawno nie widziałam tak minimalistycznej listy składników kosmetyku, który jakby nie patrzeć w moim przypadku odgrywa ważną, codzienną rutynę w pielęgnacji i oczyszczaniu twarzy. Cieszę się, że jest gliceryna i pantenol. Jak dla mnie są one istotne przy moim typie dość kapryśnej cery. 
 Co jeszcze? Mała ciekawostka, jeśli ktoś z Was nie wie: olejek eteryczny z lawendy, symbol Prowansji, znany jest ze swoich antyseptycznych i odświeżających właściwości. Systematyczne stosowanie tego kosmetyku pozwala cieszyć się czystą i promienną skórą.
Cieszę się, że jest to taka malusia, skromniusia buteleczka z pompką. Jest blokada typu "on/off", więc w trakcie jakiejkolwiek podróży nie powinno się nic wylać. 
W środku znajduje się 150 ml żelu. Szkoda, że tak mało. Mogłoby być więcej tym bardziej, że jest to produkt, po który minimum 2 razy dziennie sięgam, a czasem zdarza się, że i częściej. 
 
Konsystencja nie jest gęsta, dzięki czemu pompka wg. mnie dozuje jej odpowiednią ilość. Mi to w zupełności wystarcza, aby umyć sobie twarz i szyję. 

Lawenda – jestem w raju. Jak kiedyś za czasów, kiedy to uczęszczałam do szkoły podstawowej miałam do niej ogromną awersję, tak teraz – po prostu ją uwielbiam i mam nadzieję, że kiedyś, kiedyś nadejdzie taki czas, że sobie ją w swoim osobistościowym ogródku wyhoduję i będę mogła suszyć. Jest to jedno z moich marzeń. Żel pachnie bardzo delikatnie, nieprzesadnie, czego też nieskromnie się obawiałam. 
 
Jest to genialny kosmetyk, ekstra oczyszcza skórę. Jestem mega zaskoczona, bo się pieni. Słuchajcie, to jest wręcz aż dziwne. Tym bardziej, że są tu w nim zawarte oleje. Jak już wspominałam wyżej wystarczy jedna pompka i jestem ogarnięta. Natomiast tuż po umyciu nie czuję tej tzw. "suchości", ściągnięcia, ani też tłustego filmu. A więc nie wysusza. Wszystko jest wyważone. Myślę, że to właśnie te olejki robią w tej kwestii tutaj robotę. Spłukując żel czuć tą lekką tłustość (której powodem są zawarte w żelu olejki), ale nie stwarza mi to absolutnie żadnego problemu. 
 
I jestem w szoku, że jak na 99% składu naturalnego data zużycia tego kosmetyku jest dość długa. Często przy tego typu naturalnych kosmetykach są to terminy (od dnia otwarcia) 3 miesiące, czy 6 miesięcy. Moja partia jest możliwa do stosowania do dnia 06.2024. 
 
Dla mnie bomba! Nie dziwię się, że jest polecany przez Justynę i zbiera pozytywne opinie użytkowników. Szkoda, że jest jego dość mała ilość no i cena - coś w tym jest, niby wysoka, ale patrząc na skład i wydajność samego kosmetyku jakość raczej idzie w parze z wydaną kasą. Muszę sprawdzić, na ile on mi starcza. Wówczas będę mogła pokalkulować, czy opłaca mi się sięgać po te żele, w które zaopatrywałam się do tej pory, a które częściej się zużywały, czy lepiej zainwestować nieco więcej grosza w coś, co jest wydajniejsze, ale i sprzyjające ze względu na skład naszej skórze.   
Cóż mam na temat tego żelu powiedzieć- Pure Beauty trafiliście w punkt.

1 komentarz:

Dziękuję Ci bardzo za Twój komentarz.