O zawartości lutowego boxa Pure Beauty REALLY LOVELY już Wam na blogu pisałam. Ale było jeszcze coś, na widok czego podjarałam się jak Reksio na widok szynki.

Otóż w boxie skitrane było sobie takie malusie, skromniusie pudełeczko, ale jakże w moment mi odpaliło oczy… Co za emołszyn słuchajcie.

GARNIER super serum na przebarwienia z witaminą C

Tak, to to, o czym będzie dzisiaj mowa, czyli zgarniające dość dobre żniwa serum marki Garnier, która na szczęście od pewnego czasu zaczyna mnie do swoich kosmetyków znowu przekonywać.

Przeznaczone jest ono generalnie niby do każdego rodzaju skóry, jednak główny nacisk kładzie się tutaj dla tych z Was, którzy borykają się z przebarwieniami o nierównym kolorycie. Dlatego też jest taki, a nie inny skład, który z jednej strony jest fajny, aczkolwiek kiedy się dogłębniej przyjrzałam to mogłabym się tu kilka pozycji jednak czepić.

Wróćmy jednak to tych trzech podstawowych, aktywnych składników, które robią tutaj robotę, a którymi są:

witamina C ([3-O etylowy kwas askorbinowy) - jedna z najstabilniejszych form witaminy C zapewniająca skuteczność produktu przez cały okres stosowania i sprawiająca, że serum to nie zmienia koloru. Oprócz właściwości redukujących przebarwienia ma także działanie przeciwzmarszczkowe,

niacynamid i kwas salicylowy –
to również skuteczne składniki aktywne, które wygładzają skórę, ujednolicają jej koloryt i wspomagają rozświetlające działanie serum,

ekstrakt z cytryny -
znany ze swoich właściwości rozświetlających. Bogaty w antyoksydanty pomaga redukować widoczność przebarwień.
Kosmetyk aplikujemy rzecz jasna na oczyszczoną skórę twarzy (rano i wieczorem) przy pomocy malusiej, skromnej pipeteczki i go wklepujemy. Nie ukrywam, że jest to świetne rozwiązanie, ponieważ nie pchamy w tą czynność dłoni. Wiadomo, powinny one również być czyściutkie i pachnące niczym powiew świeżości, jednak lepiej jest nakładać zawartość właśnie tak, a nie inaczej.

Konsystencja jest w porządku, jest lekka i taka mleczna. Nie spływa z twarzy i bardzo szybko się wchłania. Zapach również jest bardzo przyjemny, orzeźwiający bym wręcz rzekła.

I teraz wyleje swoje długie, gorzkie żale… Bo do tej pory miałam problem.

Jeśli chodzi o przebarwienia to borykam się z nimi od ponad 3 lat. Nie mam ich jakichś hiper wielkich, ale jakby nie patrzeć są. Kiedy byłam „piękna i młoda” (czyli długie lata temu) mogłam sobie wystawiać twarz latem, czy to na mocne, czy słabsze promienie słoneczne bez żadnych konsekwencji. Nigdy nie zdawałam sobie sprawy z tego, że nastąpi taki moment, że będę tego żałować. Z czasem niestety zaczęły się one powiększać, a ja traciłam nad tym kontrolę. Właśnie do momentu około trzech-czterech lat temu. Zaczęło mi dziadostwo w postaci brązowych plamek niczym ślimaki po deszczu wyłazić jedno po drugim zwłaszcza w okolicy policzków. Lampka się w głowie zapaliła no i trzeba było działać. Szukałam czegoś skutecznego, dużo grzebałam w necie. Wszystko, co do tej pory stosowałam, ciut je zmniejszało, ale nie na tyle, abym była zadowolona. To było na chwilę. Potem przez chemio- i radioterapię byłam też trochę ograniczona w różne kosmetyki, sięgałam raczej po te naturalnym składzie.W zeszłym roku po leczeniu zauważyłam, że regularne peelingi enzymatyczne powoli robiły robotę i powolutku zaczęło mi to znikać. Ale skóra potrzebowała tak czy siak wsparcia i nawilżenia. Kremy? Sera? Dylemat wszech czasów. 

Spośród tego wszystkiego, co do tej pory stosowałam to serum robi swoją robotę, jednak trzeba być nie tylko cierpliwym, ale i konsekwentnym w działaniu, a więc regularnym w jego stosowaniu. Serum jest wydajne. Na szczęście. Genialnie się wchłania, ale też w moim przypadku (mam suchą skórę) powoduje lekkie matowienie się skóry (być może niektórym sprawdzi się pod makijaż). Obawiałam się trochę tego stężenia witaminy C (po leczeniu mam dystans do takich kosmetyków), ale jest wszystko w porządku. Serum nie podrażnia, nie powoduje zaczerwień, wręcz czuję, że skóra na twarzy jest miękka i …. taka jakaś fajna. Ostatnie 2 miesiące (może nawet ponad) mam problemy na twarzy zwłaszcza w okolicy nosa i brody. Wysuszona jest do cna, pełno tam plam na tyle, że nie szło podkładu nałożyć. Jeden krem mi to ogarnął, ale się skończył. Stosując to serum (we wsparciu z kremem innej firmy) powoli zaczynam wracać „do ludzi” i z dnia na dzień jest coraz lepiej. To znaczy, że powraca mi nadzieja w skuteczność nie tylko kosmetyków Garnier, ale i tego, co m.in. na temat tego serum piszą w necie. Jakby nie patrzeć te pozytywne wypowiedzi idą jednak w parze z efektami. A nie zawsze tak jest.

Zatem na zanik przebarwień trzeba trochę poczekać. Aczkolwiek ku mojemu zdziwieniu skóra twarzy faktycznie się poprawiła. Jak nigdy. I to nie jest jakaś ściema. Bo nikt mi nie kazał pisać o tym serum opinii. Ale kiedy w moje ręce wpada coś, co przynosi efekt, to czemu się tym z kimś nie podzielić?

Dodam jeszcze, że jego skuteczność została potwierdzona klinicznie i według producenta 43% przebarwień znika po 8 tygodniach stosowania tego kosmetyku, a pierwsze efekty widoczne są już po 5-6 dniach. Ja to potwierdzam. Skóra twarzy po tygodniu wygląda zupełnie inaczej. Więc uwaga, zwracam honor firmie, która w końcu wypuszcza kosmetyki, które się u mnie sprawdzają.

Nie mówiąc już o tym, że marka Garnier została oficjalnie zatwierdzona przez Cruelty Free International w ramach programu Leaping Bunny. A więc są eko-odpowiedzialni, ponieważ zarówno butelka, jak i karton mogą być poddane recyklingu. Pod warunkiem, że tego pilnujecie
.

2 komentarze:

Dziękuję Ci bardzo za Twój komentarz.