Z kosmetykami marki Lily Lolo miałam okazję zapoznać się w tym roku i była to najlepsza decyzja w kwestii doboru produktów do makijażu.

 Na własnej skórze mogłam się przekonać do tego, że aplikuje się je naprawdę bardzo łatwo (czego jeszcze jakiś czas temu się obawiałam). Ogromnym plusem jest również fakt, że mają one bardzo pozytywny wpływ na skórę mojej twarzy nie tylko "nosząc" się z nimi na co dzień, ale również tuż po demakijażu. 

Mineraływolne od drażniących substancji chemicznych, sztucznych barwinków oraz wypełniaczy. W ich skład wchodzi m.in. tlenek cynku, który posiada właściwości lecznicze. Dla mojej dość problematycznej cery to bardzo istotne.

Dlatego też moja kosmetyczka co jakiś czas powiększa się właśnie o tego typu kosmetyki.

Zamawiane wcześniej z Lily Lolo krem BB, podkład, utrwalająca mgiełka oraz pędzel Kabuki sprawdzają się na szóstkę. Moją recenzję na ich temat znajdziecie tutaj KOSMETYKI LILY LOLO - HIT W MOJEJ KOSMETYCZCE.

Tym razem sięgnęłam po cztery kolejne pozycje, których dotąd bardzo mi brakowało. A jak wiecie, lubię stosować wszystko tej samej marki.


Skoro posiadam już podkład Lily Lolo, to do pary potrzebowałam również puder. I tu skusiłam się na jedwabny puder sypki Translucent Silk Lily Lolo.


Jest on drobniutko zmielony o białym (lekko perłowym) zabarwieniu, co na pierwszy rzut oka troszkę mnie zmyliło. 


 Myślałam, że skutkiem jego aplikacji będzie totalne wybielenie skóry. A nie miałam zamiaru w ten sposób "świecić" twarzą. Tymczasem okazuje się zupełnie inaczej, ponieważ puder ten świetnie łączy się z odcieniem zarówno cery, jak i podkładu (czy też kremu typu BB) dając naturalny, niewidoczny efekt. Matowego wykończenia nim nie uzyskamy. W tym celu w ofercie jest zupełnie inny puder ((Flawless Matte). Ja jednak na nadmiar sebum nie narzekam, wręcz przeciwnie, stąd wybór padł na ten jedwabny. Dzięki Translucent Silk otrzymujemy taką bardzo przyjemną, satynową powłokę, która delikatnie nadaje i blask i rozświetlenie.

Jest tutaj widzę wszystko na "nie", jednak w odwrotnym tego słowa znaczeniu:
- nie trzeba "mazać" pędzlem w tą i tamtą, wystarczy odrobina i uzyskacie naturalny makijaż,
- nie zmienia koloru podkładu, 
- nie ściera się, ani nie roluje (tu uwaga - jak się uprzesz możesz przesadzić),
- nie widać tego, czego nie lubimy: niedoskonałości, suchych skórek i innych cudawianek, 
- nie zatyka nam skóry,
- nie jest napchany szkodliwymi składnikami, 
- twarz nie jest już nudna i szara.

Ja jestem w nim zakochana. Wiedziałam, że to będzie to "coś". Używam go codziennie. Jego transparentność nie pozostawia żadnej białej powłoki, wręcz odbija światło, dzięki czemu nasza cera wygląda świeżo. Ja lubię delikatne, naturalne makijaże, wręcz niewidoczne. I w duecie z podkładem taki makijaż w zamian otrzymuję. Cena może trochę zniechęcić, ale uważam, że jest to mega wydajny produkt i warty wydanie akurat takiej kwoty. 

Bardzo lubię mieć podkreślone czarną kredką oczy.
Zwłaszcza tą dolną powiekę. I dość długo szukałam w tej kwestii czegoś, co nie będzie twarde jak skała. Owszem, mam eyelinery w pisaku, w pędzelku, ale kiedy tylko odrobina dostanie się do oka, to płaczę, wszystko się rozmazuje i całą robotę szlag trafia. Chciałam mieć taką kredkę, która wręcz sunie po powiece bez przykrości i bólu.

Stąd decyzja padła na naturalną kredkę do oczu Lily Lolo


 Graficznie nie odbiega od pozostałych kosmetyków tej marki. Najbardziej podoba mi się to, że ma zatyczkę, więc nie pobrudzę sobie nią kosmetyczki.

Do dyspozycji mamy dwa kolory: brązowy i czarny. Ja potrzebowałam ten drugi odcień.


Jeżeli chodzi o zastosowanie jej na oku to jest super. Jest bardzo miękka, nie musimy jej naciskać, aby namalować kreskę. I to zaliczam jako bardzo duży plus, ponieważ akurat na tym mi bardzo zależało. Dwa pociągnięcia i jest mega czarny kolor. Jej struktura nie robi również żadnych problemów z temperowaniem. Zmywa się także szybko. Bardzo dobrze rozmazuje się pędzelkiem i perfekcyjnie sprawdzi się w uzyskaniu efektu smoky eyes. Niestety czasem gromadzi się w wewnętrznym kąciku powieki. Chociaż zdarza się to również w przypadku innych tego typu kredkach. Dodatkowo odbija się na górnej powiece. Mam wrażenie, jakby się rozpływała. Ale myślę, że to zależy też od wykonanej kreski, jej grubości i ilości warstw. Ja po kilku próbach już ją sobie "rozpracowałam" i dobrze mi się nią maluje. 

Brakowało mi cieni w paletce, w takich kolorach, które bardzo lubię. Wiedziałam, że doskonała, pasująca do mojej osobowości będzie Laid Bare Eye Palette.


Kasetka jest elegancka, skromna i bardzo fajnie się prezentuje.


W środku wyposażona jest w to, co jest nam niezbędne, czyli lusterko i podwójny aplikator. Czyli wszystko mamy pod ręką, prawda?


W kasetce zawarty jest zestaw ośmiu wyjątkowych cieni prasowanych, w neutralnych odcieniach, pasujących do każdego typu karnacji i na każdą okazję.


Jaśniejszymi cieniami stworzymy naturalny, typowy na co dzień makijaż. Jeżeli będziemy chciały dodać do kolorów pazura, z łatwością wykonamy to przy pomocy tych ciemniejszych już cieni. 

Cienie mamy tutaj w zestawie następujące:
1. Stark Naked – mat, subtelny różowy beż,
2. Au naturel – połyskujący, lekko różowy beż,
3. Skinny Dip – połyskujący, złoty beż,
4. Shy Away – połyskujący, przydymiony brąz,
5. Lody Godiva – połyskujący, głębokie złoto,
6. Birthday Suit – mat, szary brąz,
7. Exhibitionist – mat, oliwkowy brąz,
8. Exposed – półmat, ciemny grafit.


Znajdziemy tutaj oczywiście same naturalne składniki pielęgnacyjne, takie, jak:
- ekstrakt z mikołajka nadmorskiego,
- olej z granatu,
- olej manuka i olej jojoba.


Wszystko to zostało skomponowane po to, aby  chronić naszą delikatną skórę wokół oczu, jednocześnie ją nawilżając i wygładzając.
Taki zestaw to moje "must have". Cieszę się, że mam akurat tą kasetkę . Podoba mi się jeszcze jedna, więc znając siebie i ją "wciągnę" do swojej kolekcji.

Ostatnią pozycją, na którą się skusiłam to już taki odmieniec spośród przedstawionej wyżej trójki. Nie jest to nic do makijażu, aczkolwiek można to wykorzystać jako baza pod makijaż.

Mowa oczywiście o naturalnym kremie do twarzy na dzień Hydrate Day Cream.


Jeżeli chodzi o tego typu kosmetyki to jestem wymagająca ,e względu na dość problematyczną cerę. I zauważyłam, że wszystkie naturalne produkty najlepiej na mnie działają, dlatego takie właśnie kupuję.

Sam krem wizualnie prezentuje się bardzo elegancko. Białe, kartonowe opakowanie skrywa w sobie smukłą, skromną buteleczkę.


Dzięki pompce zawartość 50 ml bardzo wygodnie można aplikować, co zaliczam na plus.  Lubię tego typu rozwiązania.


Jest to nawilżający krem przeznaczony na dzień do cery normalnej.

Dobrze wiecie, że mnie najbardziej interesuje to, co jest w środku, czyli składniki, które tworzą całość. I tutaj nie mam się czego czepić.
Są one pochodzenia ekologicznego, więc akurat ten krem idealnie sprawdzi sie dla Wegan.

Znajdziemy tutaj odżywcze olejki, intensywnie działające antyoksydanty oraz komórki macierzyste mikołajka nadmorskiego. Mają one wspierać odnowę cery, dzięki czemu jest ona promienna i jędrna.  Zaś olejek jojoba,  olejek eteryczny z kwiatów geranium oraz witamina E zapewniają ochronę antyoksydacyjną.

Formuła tego kremu jest bardzo lekka, szybko się wchłania i tak, jak na początku wspominałam, sprawdzi się jako baza pod makijaż. Jednak osobiście tej wersji nie próbowałam, ponieważ mam specjalną bazę do skóry suchej i jej trzymam się z reguły na co dzień. Zapach? Tutaj jestem zaskoczona, ponieważ zazwyczaj te naturalne kosmetyki nosa zbytnio nie urzekają. Bywa, że wręcz odrzucają (posiadam takie kremy, które "pachną" jak tran, typowo rybi). Ten bohater uwaga - pachnie. I to bardzo przyjemnie, orzeźwiająco. Wyczuwalne są tutaj kwiaty.

Jakie są jego zalety?
- szybka i higieniczna aplikacja,
- błyskawiczna chłonność,
- odpowiednie nawilżenie,
- ochrona przed czynnikami zewnętrznymi,
- wygładzenie i odmłodzenie skóry,
- działanie przeciwzapalne,
- brak podrażnień.

Jeżeli chcecie mieć odpowiedni kosmetyk do skóry twarzy, którego skutkiem stosowania jest miękka, przyjemna w dotyku cera, bez przebarwień to polecam Wam ten właśnie Hydrate Day Cream.  Pompka dozuje odpowiednią ilość, także jak dla mnie jest on bardzo wydajny.

Mam nadzieję, że chociaż odrobinkę Was zainteresowałam. Całą ofertę znajdziecie na stronie Costasy.


Jeżeli macie wątpliwości to jest również inna opcja wypróbowania kosmetyków. A mianowicie możecie sobie zamówić próbki kosmetyków Lily Lolo. Uważam, że to świetna okazja do przetestowania przed zakupem pełnowymiarowych produktów.

21 komentarzy:

  1. Ta paleta prezentuje się ładnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam już sporo produktów tej marki i jestem z nich wyjątkowo zadowolona. Genialnie się u mnie sprawdzają. Nie dość, że cera się poprawiła to one dodatkowo sprawiają, że wygląda na zdrową, aksamitną i bardzo zadbaną. Kredka nie podrażnia mi oczu więc za to ją uwielbiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Paletka ma śliczne odcienie, znam markę bardzo dobrze i są to zdecydowanie najlepsze kosmetyki mineralne jakie znam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam chyba każdy możliwy kosmetyk tej marki i bardzo je lubię. Kremik jest fajny - taki lekki. A pędzle to sztos!

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytam o nich same dobre opinie, a nadal nie znam ;/

    OdpowiedzUsuń
  6. Produkty tej marki pięknie się prezentują<3 miałam próbki podkładów i nie spisały się u mnie, a ich bronzer znika mi z twarzy po kilku godzinach:(

    OdpowiedzUsuń
  7. ta paleta wygląda cudownie :) muszę w końcu przetestować tę markę bo tyle dobrych opinii wokół :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zainteresował mnie krem. Myślałam, że ta marka ma tylko kolorówkę.

    OdpowiedzUsuń
  9. Chętnie wypróbuję paletkę cieni, lubię kosmetyki tej marki;>

    OdpowiedzUsuń
  10. Te kosmetyki, ich prostota mnie zachwycają...

    OdpowiedzUsuń
  11. Wiele pozytywnych opinii słyszałam na temat tych kosmetyków. W końcu muszę je wypróbować, a w szczególności tę cudowną paletkę.

    OdpowiedzUsuń
  12. ja już od kilku dobrych lat używam kosmetyków mineralnych lily lolo zarówno pielęgnacji jak i kolorówki- mineralne podkłady to moje odkrycie, najlepsze w życiu. uwielbiam tą markę

    OdpowiedzUsuń
  13. Od dawna poluje na tą markę i w końcu się skuszę !

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie miałam okazji poznać tej marki :) Kto wie... może kiedyś :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ta paleta wygląda cudownie, śliczne naturalne kolorki 💖😊

    OdpowiedzUsuń
  16. Mam dwie wersje tej paletki i jesten mile zaskoczona

    OdpowiedzUsuń
  17. Od dawna się przymierzam do rozpoczęcia mojej przygody z kosmetykami mineralnymi właśnie poprzez markę Lily-Lolo. Chciałabym zacząć od pielęgnacji ale kolorówka też mnie bardzo kusi:)

    OdpowiedzUsuń
  18. Mam korektor i tusz od nich i bardzo sobie chwalę :) Teraz poluje na paletkę :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Paletka ma super kolory, takie typowo moje :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Uwielbiam kosmetyki tej marki :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję Ci bardzo za Twój komentarz.