Nie wiem, dlaczego, ale ostatnio brnę w dość trudną tematykę książkową.
Nie ukrywam, że taka droga mi się podoba, ponieważ budzi wiele emocji i skłania do głębszych przemyśleń. 

Kojarzycie „Spowiedź polskiego Kata"? Recenzję pisałam w zeszłym roku, a link do niej znajdziecie tutaj.

Postanowiłam po raz kolejny sięgnąć po zbliżoną fabułę. Zapewne po tytule recenzji domyślacie się, o czym będzie mowa. 


Książka pt. „Dziennik Kata” wydana została w zeszłym roku przez znane mi już wydawnictwo „Aktywa”


Okładka jest dość skromna. Przedstawia fotografię człowieka z dość popularnym jak na tamte czasy, charakterystycznym wąsem. Nie ma tutaj kolorowych barw, dominują wręcz szare, stonowane odpowiednie do tego typu pozycji książkowych. 


Na środku widnieje napis w czerwonym kolorze „John Ellis”. Ze względu na wykonywany przez niego zawód czerwień idealnie odzwierciedla czynność, jaką zawodowo podjął się wykonywać.

Długo się zastanawiałam, w jaki sposób napisać recenzję. Nie sztuką jest skopiować tekst, nie sztuką jest również przytoczyć wszystkie wątki, ponieważ nie tylko byłoby tutaj dużo tekstu, ale przede wszystkim zdradziłabym Wam całą fabułę, przez co ochota sięgnąć po tego typu książkę by zmalała.

Skąd pomysł zostania Katem?

Na pomysł ten wpadł bardzo spontanicznie, w trakcie przerwy w pracy w fabryce maszyn szwalniczych, gdzie był wówczas zatrudniony. Wraz z kolegami rozmawiali na temat egzekucji wykonanej dnia poprzedniego. Stwierdził: Robota w sam raz dla mnie. Był bardzo młody.

O stanowisko głównego Kata Wlk. Brytanii ubiegał się właściwie w tajemnicy przed swoimi najbliższymi. Nie podejmował tego tematu z rodziną. Po prostu zgłosił swoją kandydaturę i czekał do momentu, aż otrzyma listowne zaproszenie do Londynu. W Newgate miałby wtedy pobierać lekcje egzekucji poprzez powieszenie.  

Jego żona na wieść o jego zamiarach odparła: ”Po kiego licha chcesz zostać Katem?”, zaś reakcja matki była zupełnie odmienna, a mianowicie: „Co powiedzą ludzie?”.  

Natomiast jego ojciec miał wobec niego inne plany. Spodziewał się, że syn przejmie po nim od lat prowadzony, cieszący się dobrą opinią zakład fryzjerski. Stety, lub nie, zakład ten sąsiadował z zakładem szewskim, którego właściciel od lat pracował nad patentem na nowy rodzaj podestu szubienicznego. Mimo, że stworzył pełnowymiarowy model, to jednak i tak nic mu z tego dobrego nie wyszło. A chwalić się tym faktem nie chciał z obawy przed plagiatem. Tak, więc temat Kata wciąż był bardzo blisko Ellis’a. Poza tym perspektywa strzyżeń czy golenia w zakładzie ojca na tyle go przytłaczała / przerażała, że postanowił uciec i iść tą ścieżką życiową, która go interesuje.  

Na swojej drodze spotkał pewnego wędrowca, który zarabiał śpiewając przechodniom. W swoich podróżach trzymali się razem przemieszczając się w różne miejscowości. Po pewnym czasie i sam John Ellis doszedł w tym fachu do wprawy. 

Dotarł do miejscowości Bury i zamieszkał u ciotki. Zwolnił nieco tempo zatrudniając się w przędzalni. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie wypadek w pracy, który wywarł duży wpływ na jego późniejsze decyzje. Z drugiej strony poznał tam również swoją przyszłą żonę, która była prządką. Po 20 roku życia wzięli ślub…  

Co skłoniło John’a Ellis’a do bycia Katem?

Na pewno nie było to zamiłowanie do krwawej jatki… On nie potrafił pozbawić życia kurczaka, a co dopiero mówiąc o człowieku. Na pytanie żony, dlaczego chce zostać Katem padło: „Nie wiem – odparłem i tylko tyle zdołałem z siebie wydusić”. Jednak skutki wypadku w przędzalni były na tyle poważne, że musiał zrezygnować z pracy w fabryce. Posiadając jedynie wiedzę i doświadczenie w dziedzinie fryzjerstwa, tego tak bardzo niechcianego zawodu, mimo to otworzył swój własny zakład fryzjerski. I właśnie wtedy napisał list do Naczelnego Szeryfa w Lancashire. Na odpowiedź czekał dość długo. Pismo wędrowało od zastępców, po naczelników, aż wreszcie otrzymał zwrotną wiadomość z terminem spotkania na 14 marca 1901 roku. W tym czasie Katem był James Billington, który świadomy był tego, że wkrótce przejdzie na emeryturę. Potrzebny był jego następca, którego trzeba było w tym zawodzie przeszkolić. 

Rodzina, rzecz jasna, była temu przeciwna. Ale główny bohater nie zwracał na to uwagi. Podjął się szkolenia najpierw na manekinach obliczając i odmierzając spady, jak zakładać pasy na nadgarstkach i kostkach, jak założyć pętlę… To wszystko składało się na repertuar katowskich czynności. 

To taki wstęp… Starałam się go krótko opisać, aczkolwiek wyszło dość treściwie. 

Temat Kata jest tematem kontrowersyjnym. Można by było pisać bez końca. Jednocześnie możemy go porównać do rzeczywistości, ponieważ w tamtych latach tak właśnie się żyło, w taki sposób wykonywało się wyroki na osobach, które dokonały przestępstwa. Chociaż spotkałam się też z opiniami, że ścięcie  głowy jest bardziej szlachetne niż szubienica. I właśnie to skłoniło mnie do tego, aby zacząć sięgać po taką literaturę. Przytoczone są tutaj opowiadania / fakty, które naprawdę miały miejsce. Każdy z osobna w dość szczegółowy sposób. Niby z góry wiemy, kto zabija, to jednak cofamy się wydarzeniami wstecz i przeżywamy całą drogę od nowa poznając tym samym zachowanie skazańców.

 Jednak nie o to tu chodzi… Odpowiedzcie sobie sami na pytanie: kto o normalnych zmysłach podejmuje się takiej pracy? Zwłaszcza osoba, która tak naprawdę nie potrafi zabić kurczaka, a staje się urzędowym Katem i do tego przez 23 lata dokonuje 203 egzekucje! Czy to jest normalne?
Autor, na podstawie przytaczanych egzekucji, z jednej strony pokazuje nam emocje, jakie towarzyszą skazańcom tuż przed wykonaniem powieszenia.

Jedni odchodzili jako bohaterzy, inni jako tchórze”. Jedni spokojnie szli na wyrok, inni za wszelką cenę opóźniali cały proces.


W szczególności przeżywał wykonanie wyroku na kobiecie. Miał swoje „patenty” jak uspokoić przed całym wydarzeniem, jakie miało mieć lada moment miejsce. Przykładowo prosił, aby tuż przed powieszeniem podać lampkę wina… Wówczas osoba ta jest bardziej wyluzowana.

 Z drugiej strony jest Kat, John Ellis, osoba od „czarnej roboty”, która również to wydarzenie przeżywa. Nie tylko, dlatego, że jest obserwowany przez lekarzy, czy Naczelnika więzienia. Tudzież rodzinę skazańca. W końcu egzekucję musi wykonać prawidłowo, zgodnie z procedurami. Chce jednak, aby proces przebiegł szybko i bezboleśnie. Cel był jeden: skrócić męki nie tylko samego skazanego,  ale też osób, które uczestniczą w egzekucji. Jego precyzja i dbanie o szczegóły jest bardzo dokładnie opisana. Tak więc w swoim zawodzie pokazany jest jako człowiek obowiązkowy, dla którego każdy detal wpływa na przebieg procedury.


 Moje wrażenia:

Książka pt. „Dziennik Kata” to wspomnienia autora, które spisane zostały po latach i wiążą się głównie z jego służbową drogą. Tak więc mamy tutaj do czynienia poniekąd z pamiętnikiem, ale brakuje godzin, czy dat. Opisywane są natomiast wyroki. Autor od samego początku próbuje wciągnąć swojego czytelnika rozpoczynając od opowieści dotyczącej wykonania egzekucji na kobiecie, Edith Thomson. Romans przeistoczył się w morderstwo, w którym tak naprawdę w ogólne nie brała udziału.

Podczas czytania zauważyłam lekki chaos. Raz czytamy o historii skazanych, potem powracamy do życia John’a Ellisa. Mimo wszystko nie miałam z tym problemu. Może te wspomnienia w sposób szczególny utkwiły mu w pamięci? Czytało się bardzo szybko. Czułam się „wciągnięta” i z każdą kartką chciałam otrzymać więcej informacji. Po tytule spodziewałam się jednak czegoś więcej, takiego solidnego, prawdziwego więziennego backstag’u, dokładniejszych, być może też bardziej okrutnych opisów dotyczących egzekucji? Jeszcze więcej napięcia? Sama nie wiem… Być może „Dziennik Kata” miał być taką odbiegającą od standardów pozycją, w postaci właśnie dziennika, aby czytelnik mógł się oswoić z tego typu treścią? 


Może zabrzmi to trochę dziwnie, ale chłonąc z kartki na kartkę treść skupiłam się bardziej na głównym bohaterze i jego nietypowym podejściu do zawodu Kata, niż na samym fakcie, że pozbawia on życie człowieka. Nie mogłam zrozumieć, zastanawiałam się wręcz, czy człowiek ten ma jakiekolwiek uczucia.  Na tyle rzadko się nimi dzielił, że ciężko jest tutaj cokolwiek stwierdzić. Ale każdy swój wyrok przeżywał. Miał obsesję na punkcie tego, aby wszystko poszło zgodnie z planem. Nikt i nic nie mogło wejść mu w drogę.. Jak się domyślacie, życie zawodowe wpłynęło na jego psychikę, w efekcie doprowadzając nie tylko do tego, że sięgał po alkohol, ale również...

… Tego Wam już nie zdradzę. Jeżeli interesuje Was literatura faktu sięgnijcie po tą pozycję. Naprawdę skłania do przemyśleń pod różnym kątem. W pewnym momencie miałam wrażenie, że John Ellis zaczął mieć już obsesję na punkcie swojego zawodowego stanowiska. 

15 komentarzy:

  1. fakt, temat ciężki i póki co staram się unikać takich książek. jaką to trzeba mieć psychikę, aby pozbawiać ludzi życia , przygotowywać to, patrzeć na to.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nie sięgam po takie książki bo nie mam do nich głowy, są dla mnie za cięzkie.

    OdpowiedzUsuń
  3. lubię czytać literaturę faktu, ta książka na pewno wywołuje emocje

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam kilka tego typu książek i póki co mi wystarczy. Wolę literaturę lekką i przyjemną.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mimo iż książka nie wydaje się być dla mnie, bo nie jest w moim ulubionym gatunku - to jednak czuję się zaciekawiona :)

    OdpowiedzUsuń
  6. kurde nie wiem bo z jednej strony wydaje sie to byc ciekawa ksiazka a z drugiej to zastanawiam się czy to temat na pewno dla mnie. mogloby byc ciezko

    OdpowiedzUsuń
  7. To zupełnie nie dla mnie książka.

    OdpowiedzUsuń
  8. To tematyka nie dla mnie, ale moja koleżanka lubi takie książki:) Chętnie jej polecę :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Trudna, ale i bardzo ciekawa tematyka. Myślę, że warto poznać takie historie i zobaczyć jak to wygląda od drugiej strony. Jak tylko doczekam do zaplanowanego urlopu to bardzo chętnie ją przeczytam. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Tematyka jest z pewnością ciężka, ale należę do osób ciekawych takich książek, więc pewnie sięgnęłabym po nią.

    OdpowiedzUsuń
  11. Słyszałam o tej książce i choć temat trudny to mimo wszystko ciekawy.

    OdpowiedzUsuń
  12. Dziwi mnie fakt, że ta książka okazała się zbyt lekka nóż się spodziewałaś. Liczył na różowe krwi i drastyczne fakty, a tu... Mimo ciężkiego "zawodu kata" opis wcale nie jest najgorszy. Tematyka nie jest w moim guście, chociaż pozycje biograficzne i w formach pamiętnika coraz częściej goszczą w mojej biblioteczce.

    OdpowiedzUsuń
  13. nie dałabym rady przeczytać tej książki, zbyt ciężka dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Myślę, że dla mnie książka jest za ciężka :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję Ci bardzo za Twój komentarz.